SPRZYMIERZENI reż. Robert Zemeckis / 2016

witamy w staroświeckim kinie, dwie duże gwiazdy się spotykają, zakochują i walczą z przeciwnościami okrutnego losu, w tle wojna i jej pokłosie, wypieszczone zdjęcia, aksamitna, powolnie płynąca reżyseria odpowiednio widza czaruje, z wdziękiem i otoczką tej magii, którą miały filmy dawnych lat, Marion obłędna zarówno w szykownych sukniach czy stylowych spodniach, zjawiskowe okulary, wysmakowane fryzury i przymglone, ‘przyczadzone’ oczy – dziewczyna marzenie, Bradzio choć widać, że zaczął ciut majstrować z twarzą, to nadal miło się na niego patrzy, do bólu klasyczny melodramat i wojenka, temat marzenie, więc w czym tkwi szkopuł?, ano że brakuje tu filmowego mięsa, szpiegowska otoczka jest kreślona słabiutko, a tu powinno być aż duszno, parno i gęsto od niedomówień, od ciągłych znaków zapytania, od niepewności kto jest szpiegiem, dlaczego?, jak?, za lekko i z całkowicie wywalonym na tacę zakończeniem, niedomknięty, niedopowiedziany, pozostawiający widza w niepewności finał dałby większą satysfakcję, brakuje gorączki, ciśnienia i takiego wielkiego O! wbijającego w fotel, seans specjalnie nie obraża inteligencji widza, jest robotą typowo rzemieślniczą wykonaną poprawnie, ale z drugą „Casablancą” niestety nie mamy do czynienia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz