węgierski film kryminalny, więc możemy się zacząć bać, morderca
jest wciąż w domu, wszyscy są podejrzani, każdy ma coś do ukrycia, milicja jest
litościwa, ale tylko do czasu, bo jak zaczniemy fikać…,ratunkiem i wybawcą
jedynym jest Stasio Mikulski, więc na szczęście nic nam nie grozi, czarno-biały
komunistyczny kryminałek z myszką w klimacie „Świętego”, gdzie Stachu jako kapitan
milicji z wdziękiem znanym z Klossa rozpracowuje kryminalną zagadkę i czaruje
ekran, jako nasz polski agent wśród samych Węgrów prezentuje się ciut sztywno, ale
szykownie i elegancko, do tego te teksty, pijosz kefirosz nie umirosz,
eszkeberebeszke i czeszesz każdą czeszkę, jest styl i powaga, konwencja w tonie
telewizyjnej Kobry, komunistyczny powab demoludów i misternie ułożone fale na
głowie Mikula, do samego końca trzymany w niepewności sprawca morderstwa i
czego chcieć więcej, ogląda się miło niczym program przyrodniczy z cyklu ‘Świat,
który nie może zginąć’, a jednak zaginął, zostały tylko wspomnienia




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz