nie ma co dywagować – bardzo dobre kino obyczajowe i sztandarowa
pozycja z nurtu tzw. ‘kina moralnego niepokoju’, zakompleksiony, niezrealizowany
zawodowo były sportowiec przychodzi do prowincjonalnej szkoły jako nowy
nauczyciel WF-u i zakłada drużynę piłki ręcznej, zaczyna stosować brutalne
metody wychowawcze, aby podporządkować sobie uczniów, kontrowersyjne podejście
do przedmiotu powoduje antypatie, a to nigdy nie kończy się dobrze, Krzysztof
Zaleski grający najczęściej ostatnich skurwieli, największe mendy wypadał w
takich rolach rewelacyjnie, wystarczyło jego spojrzenie, wyraz oczu, właściwie
sama twarz i od razu widz dostawał gnidę, chama, buraka, gnoja pierwszorzędnego, bez szarży, bez
przeginki, tu ładnie stworzył portret człowieka dążącego do celu po trupach,
najgorszymi metodami, człowieka prostego, bezrefleksyjnego, typowego ‘fizola’,
łamiącego charaktery młodych, ufnych ludzi, podporządkował sobie uczniów i
posuwając się nawet do szantażu, niszczył tych, którzy mu się sprzeciwili, w kontrapunkcie
Jerzy Stuhr, równie często obślizgły, wyszczekany, kręcący, podejrzany
moralnie, tu jednak tworzy bardzo fajny obrazek nauczyciela historii, typowego
ciepłego, oddanego uczniom belfra, facecika w okularkach, trochę miękkiego, ale
sprawiedliwego i uczciwego, oczywiście konflikt między panami nieunikniony, władczy
i aspołeczny trener dążący do osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę i skromny humanista
promujący indywidualne myślenie, zwolennik metod demokratycznych i wolności
słowa, obydwaj są w swoich rolach wyśmienici, w sprawę zostaje, rzecz jasna, ‘zaangażowana’
szkoła i dochodzi do tragedii, wszystko jak z dokumentu o tamtych smutnych,
szarych czasach, będącego idealną metaforą Polski lat 70-tych, a jednak wciąż jakże
aktualnego

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz