HOFFA reż. Danny DeVito / 1992

nakręcony przez DeVito film to historia kontrowersyjnego założyciela i przywódcy amerykańskiego Związku Zawodowego Kierowców Jamesa R. Hoffy, otoczony legendą obrońcy praw pracowników sprawował niepodzielną władzę w związku do połowy lat 50-tych, wtedy został oskarżony o malwersacje, o sprzeniewierzenie funduszy związkowych, korupcję, powiązania z mafią, DeVito przedstawia go wyłącznie jako szlachetnego bojownika, a to się nie spodobało Amerykanom, szczególnie krytyce filmowej, która zarzucała twórcom nadmierne zafałszowanie historii, a dokładniej rzecz ujmując - przesadną gloryfikacje głównej postaci, film również neguje teorię, jakoby Hoffa w 1975 roku zaginął, jego tajemnicze zniknięcie nie zostało nigdy wyjaśnione, do dziś budzi szereg domysłów i spekulacji, a filmowa historia nic nie sugeruje, tylko wprost przedstawia zamordowanie Hoffy i ukrycie ciała, temat arcyciekawy, a po artystycznym i komercyjnym sukcesie „Wojny Państwa Rose”, nie taki przecież malutki Danny DeVito w roli reżysera, producenta i jednego z aktorów, przymierzał się do kolejnego filmowego triumfu, tak się jednak nie stało, za scenariusz odpowiedzialny był sam David Mamet, a jednak historia nie wciąga, nawet można rzec, że się wlecze i jest pierońsko długa (2 godz. 20 min.), widać, że DeVito z Mametem chcieli pokazać wszystko za szybko i jak najwięcej, wcisnąć ile się da, dużo urywanych wątków, dużo postaci pobocznych, męczący społeczno-polityczny populizm, nudne sceny zbiorowe z działaczami, to im się zwyczajnie rozjechało, emocje gdzieś w połowie seansu zupełnie opadły, brakuje fabularnie jakiegoś dreszczu, za to za serducho chwyta Jack Nicholson, on jako twardy facet, bezkompromisowy związkowiec użerający się z hałaśliwymi tłumami robotników i jego nieprawdopodobna charakteryzacja, Nicholson w innej skórze, dokleili chłopu trochę nosa, powypełniali jamę ustną wacikami, Jack totalnie nie do poznania, kompletnie niepodobny do siebie, za to bardziej do prawdziwego Hoffy, stąd nie dziwią nominacje oscarowe za najlepszą charakteryzację i zdjęcia Stephena H. Buruma, bo również operatorsko, wizualnie film robi niezłe wrażenie, niestety są to wyróżnienia mniej znaczące, a sprawą zupełnie osobną jest nie tak rzadka sytuacja ze Złotymi Malinami, zdarza się często, że albo aktor czy reżyser jest chwalony, dostaje jakieś nagrody czy same nominacje do prestiżowych wyróżnień i jednocześnie jest nominowany czy nawet wygrywa ‘malinowe’ nagrody za najgorsze produkcje roku, tu sytuacja znamienna, Nicholson za tę samą rolę nominowany do Złotego Globa i jednocześnie do Złotej Maliny, akredytowani dziennikarze hollywoodzcy często się gubią, często oceniają swoich dobrych znajomych, pompują reklamę nie zawsze dobrego filmu albo próbują dowalić jakiemuś artyście, hmm żeby chociaż połowa aktorasów zagrała w połowie tak jak Nicholson… 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz