nakręcony przez DeVito film to historia kontrowersyjnego
założyciela i przywódcy amerykańskiego Związku Zawodowego Kierowców Jamesa R.
Hoffy, otoczony legendą obrońcy praw pracowników sprawował niepodzielną władzę w związku do połowy lat 50-tych, wtedy został oskarżony o malwersacje, o
sprzeniewierzenie funduszy związkowych, korupcję, powiązania z mafią, DeVito
przedstawia go wyłącznie jako szlachetnego bojownika, a to się nie spodobało
Amerykanom, szczególnie krytyce filmowej, która zarzucała twórcom nadmierne
zafałszowanie historii, a dokładniej rzecz ujmując - przesadną gloryfikacje
głównej postaci, film również neguje teorię, jakoby Hoffa w 1975 roku zaginął, jego
tajemnicze zniknięcie nie zostało nigdy wyjaśnione, do dziś budzi szereg
domysłów i spekulacji, a filmowa historia nic nie sugeruje, tylko wprost przedstawia
zamordowanie Hoffy i ukrycie ciała, temat arcyciekawy, a po artystycznym i
komercyjnym sukcesie „Wojny Państwa Rose”, nie taki przecież malutki Danny
DeVito w roli reżysera, producenta i jednego z aktorów, przymierzał się do kolejnego
filmowego triumfu, tak się jednak nie stało, za scenariusz odpowiedzialny był
sam David Mamet, a jednak historia nie wciąga, nawet można rzec, że się wlecze
i jest pierońsko długa (2 godz. 20 min.), widać, że DeVito z Mametem chcieli
pokazać wszystko za szybko i jak najwięcej, wcisnąć ile się da, dużo urywanych
wątków, dużo postaci pobocznych, męczący społeczno-polityczny populizm, nudne
sceny zbiorowe z działaczami, to im się zwyczajnie rozjechało, emocje gdzieś w
połowie seansu zupełnie opadły, brakuje fabularnie jakiegoś dreszczu, za to za
serducho chwyta Jack Nicholson, on jako twardy facet, bezkompromisowy związkowiec
użerający się z hałaśliwymi tłumami robotników i jego nieprawdopodobna
charakteryzacja, Nicholson w innej skórze, dokleili chłopu trochę nosa,
powypełniali jamę ustną wacikami, Jack totalnie nie do poznania, kompletnie
niepodobny do siebie, za to bardziej do prawdziwego Hoffy, stąd nie dziwią
nominacje oscarowe za najlepszą charakteryzację i zdjęcia Stephena H. Buruma,
bo również operatorsko, wizualnie film robi niezłe wrażenie, niestety są to wyróżnienia
mniej znaczące, a sprawą zupełnie osobną jest nie tak rzadka sytuacja ze
Złotymi Malinami, zdarza się często, że albo aktor czy reżyser jest chwalony,
dostaje jakieś nagrody czy same nominacje do prestiżowych wyróżnień i
jednocześnie jest nominowany czy nawet wygrywa ‘malinowe’ nagrody za najgorsze
produkcje roku, tu sytuacja znamienna, Nicholson za tę samą rolę nominowany do
Złotego Globa i jednocześnie do Złotej Maliny, akredytowani dziennikarze hollywoodzcy
często się gubią, często oceniają swoich dobrych znajomych, pompują reklamę nie
zawsze dobrego filmu albo próbują dowalić jakiemuś artyście, hmm żeby chociaż połowa
aktorasów zagrała w połowie tak jak Nicholson…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz