PRACUJĄCA DZIEWCZYNA reż. Mike Nichols / 1988

lekka i przyjemna historia o szparce-sekretarce, która wie, że bez pracy nie ma kołaczy, o niegłupich czy ważkich sprawach można opowiedzieć bez pretensji, bez nadęcia, z nutką romantyzmu, a ta wersja bajki o Kopciuszku ze szczęśliwym zakończeniem i ukaraniem zła, a w tym przypadku Sigourney ‘kościstego tyłka’ Weaver, spełnia idealnie te warunki, oczywiście, że jak na bajkę jest to historia zupełnie oderwana od rzeczywistego świata, ale przyjmując, że to komedia romantyczna, to  w tej kategorii to prawdziwe arcydzieło, film ma prostą fabułę, nie jest skomplikowany, napawa niepoprawnym optymizmem, że wszystko jest możliwe, że spełniają się marzenia i takie tam bla, bla, a jednak reżyseria Nicholsa i odpowiednie kierowanie zespołem aktorskim na czele z Harrisonem i Melanie sprawiają, że całość nabiera celuloidowej głębi, zresztą również aktorzy na drugim, a nawet trzecim planie spisali się fantastycznie, Olympia Dukakis, Kevin Spacey, Oliver Platt, Alec Baldwin czy przemykający David Duchovny, kosmicznie odjechana z natapirowaną fryzurą Joan Cusack, wredna, okrutna i zła, a wiemy jak potrafi być zła - Weaver, ściągający w biurze koszulę przy aplauzie zgromadzonych pań Ford i najważniejsza ‘Working Girl’ – Melanie Griffith, co by za dużo nie mówić, to jej najważniejsza i chyba najlepsza rola, gra oszczędnie, spokojnie, ale wyciska ze scenariusza ile tylko może, każda scena, każde pojawienie się w kadrze widać, że jest przemyślane, nie mamy do czynienia z wielką kreacją, ze wstrząsającą rolą rozkładającą widza na łopatki, Melanie przede wszystkim ma wdzięk, piskliwy, dziecięcy, cieniuteńki głosik, cudownie niedoskonałe boczki, jeszcze wąskie usta, doczepiane ‘bazarowe’ włosy, bije od niej naiwność i jest w tym wszystkim rozbrajająco autentyczna, olbrzymią furorę do dzisiaj robią fryzury pań w tym filmie, które zwyczajnie zabijały, ale króciuteńka scenka, gdy Melanie w samych majtkach i szpilkach z nagim biustem odkurza pokój, nadal robi wrażenie niemałe, dziewczyny Joan, Sigourney i Melanie dostały nominacje do Oscarów, również Mike za reżyserię, a statuetkę otrzymała piosenka Carly Simon już zawsze chyba kojarząca się z Nowym Jorkiem „Let the River Run”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz