wreszcie coś nieromantycznego, pozbawionego folderowej
sztuczności, bez plastikowego świata, czuła, ciut nostalgiczna, wielce
sympatyczna opowieść, swoista ballada o polskiej rzeczywistości, taka słodko-gorzka
nostalgia przemijania, młody fotograf z tzw. ‘warszawki’ wprowadza się do rozpadającej kamienicy na
Pradze i tu następuje zderzenie z niezwykłym mikroklimatem Pragusów, z podwórkową
żulernią, gdzie panuje powszechna bieda, gdzie słówka na ‘k’ i ‘ch’ słychać wszędzie,
gdzie przemoc i patologia są na porządku dziennym, pozornie nieatrakcyjne
sytuacje, a jednak okazuje się, że ‘praski folklor’, że prażanie są do bólu
prawdziwi, nie udają, zestaw meneli, podwórkowych pijaczków jest honorowy, a
honor na Pradze to rzecz święta, braterstwo, wspólnota ‘tubylców’, wszystko bez
odrobiny fałszu, zakłamania, taka prawdziwa wizja Pragi wchłania, wciąga i naprawdę
czaruje, swoisty rezerwat, obszar chroniony, a wszystko przedstawione ‘w tak
pięknych okolicznościach przyrody’, oczywiście najważniejsze są postacie, bez
napuszenia, bez nadęcia, honorowi żule z parku, plotkująca, wszystkowiedząca
kioskarka, sąsiad tłuczący swoją kobitę, sprzedawczyni w sklepie, rudy
łobuziak, piękna właścicielka zakładu fryzjerskiego (cudownie przaśna Sonia
Bohosiewicz), to żywi, prawdziwi ludzie, postacie pełnokrwiste, żadne tam
wycięte z kartonu, katalogu lale, każdy bawi i na swój sposób wzrusza, ma swoje
zalety i przywary, a to sprawia, że ma się wrażenie, że chyba skądś ich znamy,
są nam bliscy, a to największy atut całej opowieści, jak na polskie standardy
ogląda się miło, można się przyczepić, że na końcu twórcy przedobrzyli z tym hollywoodzkim
‘happy-endowaniem’, ale ogólnie niepretensjonalny, ciepły, optymistyczny seans

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz