eteryczna, subtelna, z łabędzią szyją Rebecca Hall, młody,
świeży i pełen zapału Richard Madden oraz stateczny, wycofany, stojący nad
grobem Alan Rickman, wydawać by się mogło, że to kapitał na wprost genialny miłosny
trójkąt, gdzie dominują obsesje i namiętności, gdzie męska przyjaźń poddana jest
próbie, a całość kończy się dramatycznie i niezwykle gorzko, nic z tych rzeczy,
Rebecca jest kompletnie nie zainteresowana młodszym absztyfikantem, widać, że
męczy się w scenach z jakże drewnianym Rysiem, który nie potrafi wskrzesić w
sobie jakichkolwiek gorących emocji, para ta powinna bardziej grać rodzeństwo,
a nie szaleńczo zakochanych w sobie młodych ludzi, w których buzują
niepohamowane żądze, najbardziej żal dobrego jak zawsze Alana, chłopina nie ma
zupełnie nic do powiedzenia, nic do zagrania, spychany – o zgrozo! - na plan
dalszy robi jako tło, brak chemii, brak napięcia, bark życia, temat
eksploatowany tryliard razy okazał się nieporozumieniem, puste, sztuczne,
udawane, nieprawdziwe kino, szkoda czasu i atłasu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz