LOT reż. Robert Zemeckis / 2012

połączenie filmu katastroficznego z dramatem psychologicznym, lot odwrócony i z gwinta obciągana butelka Jima Beama, jak w katastrofie smoleńskiej wieża kościelna niczym brzoza i wciągane kreski przez pilota, połączenia i aluzje dość niefortunne, ale rzeczywiście jedynie sekwencja samolotowa i odwrócenie maszyny do góry brzuchem oraz więcej niż bardzo dobry Denzel Washington siedzący za sterami i mający niemały problem alkoholowy to dwa najostrzejsze gwoździe powietrznej przejażdżki, początek jak u Hitchcocka, bo podniebna jazda i efektowne lądowanie ściskają dupencję mocno do fotela i adrenalina podana jest wystarczająco, później emocje siadają, pojawiają się mielizny, a właściwie turbulencje i brak konsekwencji reżyserskiej, ale kiedy tylko na ekranie pojawia się pijacki Denzel maskujący niejedną kliszę i reżyserski banał, to lot staje się przyjemniejszy, na tym pokładzie to on bezsprzecznie rządzi i choć to w jego żyłach płynie wódzia zmieszana z koką, a my zdecydowanie alkoholu czy przekąsek nie dostaniemy, to można mieć nadzieję, że cało wrócimy na ziemię









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz