to raczej nie „Pożegnanie z Afryką” ani „Biała Masajka”, tu nie ma stereotypowej jak dla Europejczyka Afryki – czyli pięknego, egzotycznego Czarnego Lądu, gdzie można spotkać dzikie zwierzęta i nasycić się baśniowym, onirycznym klimatem, nie ma tu też szantażujących emocjonalnie obrazów barbarzyństwa, to realistyczne pokazanie tej krainy, bez zbędnego idealizowania jej i nadmiernego eksponowania biedy i chorób, zresztą odbiór zależy od nas samych – przekonuje reżyser, ale to nie jest gwarantem, że nawet kiedy poznamy Afrykę bliżej , zgłębimy ją doszczętnie, zrozumiemy obcą kulturę, mentalność to wcale nie znaczy, że ulegniemy jej, tu mamy dwóch bohaterów; jeden to Niemiec , biały lekarz zafascynowany Afryką, w której spędził wiele lat życia, odarty właściwie już ze swej europejskości, ale tak naprawdę nie potrafiący też tak do końca prawdziwie „poczuć” Afryki, drugi, to też Europejczyk, czarnoskóry Francuz potwierdzający w sobie przekonania, które wpoiła mu cywilizacja, że to kraj dziki i zupełnie nie będzie go interesowała kraina jego przodków, żaden z nich do końca nie potrafi określić swojej tożsamości, nie czują się Europejczykami, ale Afryka pozostanie dla nich nieodgadniona, nieprzystępna, to bardzo przypomina „Jądro ciemności” Josepha Conrada, jeden to groźny Kutz, zaszyty w afrykańskim buszu, a drugi to Marlowe próbujący zrozumieć tę dzikość, to szaleństwo Kutza, wątek pierwszy taki sobie, drugi zdecydowanie ciekawszy, zderzenie wyobrażeń z realem ukazana bardzo konkretnie i namacalnie, dużo tu smutku i przedziwnej melancholii, ale takiej uwodzicielskiej, ujmującej, magicznej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz