ten film to nie „życie królowej”, ale „jak królowa radzi sobie ze śmiercią synowej”, za dużo Diany i Blaira, a za mało samej królowej w „Królowej”, tak jakby była to opowieść o trudnych początkach Toniego i tragicznej śmierci „Księżniczki ludu”, Babci Eli nie ma tu za wiele, co zresztą nie zmienia faktu, że się to dobrze ogląda, choć momentami przypomina to skromną, typową niestety produkcję „telewizyjną”, gdzie często się spłyca pewne wątki, biografia to na pewno nie jest, ale za to jak na ekranie już pojawia się Helena to mamy do czynienia z prawdziwą monarchinią, w chuście czy bez chusty, w koronie czy na koniu, z jeleniem czy w jeepie, w okropnej fryzurze czy badziewnej kiecce to najprawdziwsza Królowa Elżbieta, piękna, stonowana rola, bez szarżowania, bez głośnego płaczu, krzyku, ba – bez podniesienia głosu, tu nie ma tych tandetnych chwytów, powściągliwa, opanowana, dumna – rola niezwykle dojrzała, spokojna, dystyngowana, wszystkie możliwie nagrody świata mówią same za siebie, w tym pięciominutowy aplauz i oklaski na stojąco od widzów na festiwalu filmowym w Wenecji, proszę państwa Jej Wysokość Helen Mirren!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz