piękna, familijna bajka trochę w stylu fantasy , ale również hołd złożony przez Martina dla Louisa i Auguste Lumiere, Georgesa Méliès oraz Charliego Chaplina czyli pionierów kina, pierwszy ruchomy filmik braci Lumiere „Wjazd pociągu na stację” to wielki strach i ucieczki widzów z sali kinowej przed nadjeżdżającą lokomotywą, „cyrkowe”, pełne magii, choć jak kto woli najbardziej żenujące, „jarmarczne” obrazy w historii kina Francuza Méliès, twórcy słynnej „Podróży na Księżyc”, który skończył jako sprzedawca słodyczy na paryskim dworcu czy amerykańskie produkcje kolegi w meloniku to absolutne perełki, które wciąż zachwycają, tę ogląda się z szeroko rozpostartymi oczami, wyłapując co chwilę jakiś smaczek ewidentnie cytujący „filmową przeszłość”, rozwaliła mnie zupełnie sceneria Paryża lat 30-tych i przypominała mi trochę tę z „Amelii”, choć wykreowana w całości komputerowo to robi wrażenie piorunujące, oczywiście dałem się ponieść, pofrunąć z kamerą już przy scenie pierwszej – otwierającej film sekwencji kończącej się ujęciem stacji kolejowej, która była tworzona przez około rok(!) – nieprawdopodobny najazd kamery, szczególiki dopracowane do perfekcji to naprawdę zapierało dech w piersiach, zresztą wizualnie jest dopracowany, ale fabularnie naiwny, ckliwy, troszeczkę ciągnący się i nie urągając tu nikomu, przede wszystkim adresowany dla dzieci, jedni zachwyceni, drudzy twierdzą, że historia o Hugo co srał długo, mnie urzekło, ale porównując ostatnie produkcje w uznaniu dla początków kina i jego twórców to zdecydowanie podoba mi się bardziej „Artysta”, zdecydowanie bardziej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz