koszmar każdego kawalera, nie dość, że ślub to od razu z nieboszczką, kajdanki…znaczy się tfu…obrączki czekają, dwie pannice: jedna o urodzie szarej myszki i zupełnie pozbawiona powiek, schematyczna, przeciętna i choć „żywa z tętnem” to bezbarwna i nijaka, druga wyjebiściejsza, ciekawsza i nomen omen żywsza od poprzedniczki, choć bez znaczącego pulsu, z rozkosznie wystającymi nie tylko policzkowymi kośćmi i w podartej starej sukni, choć w stanie rozkładu, wciąż ładna, może i nawet piękna, uzdolniona, potrafi ładnie śpiewać i grać na fortepianie, jest romantyczką i ma rozkosznie „grobowe” poczucie humoru, czyli zjawiskowa nieboszczka o dość silnym charakterze, pragnąca miłości, tak więc jedna z krwi i kości, druga lekko gnijąca – wybór jest oczywiście jasny, ale kolega Victor (bardziej niż Deppa przypominający Adriana Brody’ego) musiał sikać w majty ze strachu przed dziewczęciem „tytułowym” i jako typowy, drewniany cienias zrezygnował spędzenia wieczności wśród swingujących szkieletów, zmartwychwstałych psiaków, darmowego pifka i z taką panną młodą!, chłopina zwyczajnie sprawę spierdolił…, bardzo romantyczna historia w klimacie makabreski, gdzie smaczków piekielno-kostnicznych jest bez liku, a tekściki wyprowadzą niejednego nieboszczyka na żywsze manowce (truposz do truposza: po co się wybierać na górę, ludzie się zabijają, żeby się tu do nas dostać), jajcarska fryzura wymiatającej matki Victorii to najprawdziwsze jaja (czytaj: jądra) –jedno ciut większe, drugie ciut mniejsze, no ja pitolele czegoś takiego jeszcze na głowie nie widziałem, świetny, trupi humor i wstrząsająca opowieść zmieniająca życie każdego z nas, kto był w sytuacji podobnej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz