nie byłem w Afganistanie, ani też w Pakistanie, nie wiem jak to tam wszystko wygląda naprawdę, ale ewidentnie czuję, że przedstawiono to tak, aby przeciętny amerykaniec się poczuł lepiej, a przede wszystkim by zrozumiał o co kaman, amerykańska propagandowa papka skierowana na naród muzułmański z niesamowicie ckliwym, tandetnym i raczej mało prawdopodobnym happy endem, ukazująca przede wszystkim biedę, kamieniowanie, fundamentalizm religijny, a więc całe spektrum systemu totalitarnego, kraj bliskiego wschodu jest jedynie przedstawiony jako ekstremalnie niebezpieczny, taki jest obraz przeciętnego Taliba, a po drugiej, tej „lepszej” stronie dobra Ameryka - sami kochani, kochający, miłujący ludzi i wolność, mało to obiektywne, tym bardziej, że za kamerą Amerykanin ("Marzyciel"), „Chłopiec z latawcem” to przede wszystkim książka Hosseiniego, której choć nie czytałem, ale z tego co wiem jest niesamowita, jest dużo lepsza, zresztą przeważnie ekranizacje rządzą się swoimi prawami i często wychodzą takie „reżyserskie wizje”, za słodko, za cukierkowato, trza się wziąć jednak lepiej za literacki pierwowzór
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz