BULLITT reż. Peter Yates / 1968


dla mnie ten film to przede wszystkim  kultowy „pojedynek”  Ford’a  Mustang’a GT 390 i Dodge’a  Charger’a Magnum 440, ten słynny pościg po „wyskokowych” ulicach San Francisco to rzeczywiście dobra scena, dwa rasowe amerykańskie muscle car’s i kilka ciekawych efektów jak ten kiedy we wstecznym lusterku dodge’a pokazuje się ford albo scena, w której kamera filmuje akcję z pozycji kierowcy, jak na tamte czasy były to rzeczy nowatorskie i fakt, że scenę tę filmowano przez trzy tygodnie, a z tych zdjęć powstała 10-minutowa sekwencja (dokładniej 9 minut i 42 sekundy) świadczy o dużej precyzji, niestety nie obyło się od błędów i trochę to się jednak zestarzało i trąci myszką, a ta sztuczka z przyśpieszaniem taśmy to lekkie żenuła, nie tylko chodzi mi o tę kultową scenę, ale całość zwyczajnie nie wytrzymała próby czasu, fabuła się wlecze niemiłosiernie, narracja koszmarnie ślamazarna, mnóstwo logicznych błędów, razi brak dialogów, powstały zaledwie trzy lata później „Francuski łącznik” po prostu zgniata Bullitta na całej linii,  McQueen w porównaniu z Hackmanem to zwyczajny wymoczek, scena „pościgowa” za metrem w centrum miasta miecie po czaszce zdecydowanie bardziej obficie, tak więc w zestawieniu ze swoim „młodszym, policyjnym rywalem – bratem”  „Bullitt” się zwyczajnie mocno zestarzał, może kiedyś wzbudzał emocje, dziś to oldschoolowe kino, ale znać je trzeba koniecznie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz