WYMYK reż. Greg Zgliński / 2011


dwóch braci, jeden spokojny, ułożony, pragmatyczny, drugi starszy, kozak, chojrak, cwany kombinator, taki trochę burak, prowadzą wspólnie firmę, wspólnie się kłócą, wspólnie spędzają ze swoimi rodzinami święta i czuć między nimi napięcie, nutę zazdrości, chyba się nie lubią, następuje zdarzenie: grupka wyrostków w pociągu zaczepia młodą dziewczynę, wypada pomóc młodej pannie i my widzowie oczekujemy, że wyszczekany , chamski i zadziorny starszy brat wstanie i zrobi rozpierduchę z gówniarzami, a tu myk, a tu wymyk, w obronę dziewczyny angażuje się ubrany w garniturek ten drugi, dostaje niestety niezłego łupnia i kiedy krew w żyłach widza jest już tak gorąca i pytanie dlaczego starszy nie pomoże bracholowi rozwala czachę, wtem dzieje się makabra podwójna, bo chłystki wyrzucają obrońcę z rozpędzonego pociągu…., ktoś stchórzył, ktoś dał dupy na maksa, ktoś się nie sprawdził w roli samca, tego prawdziwego, wszystko wiedzącego najlepiej mężczyzny, ktoś okazał się maleńkim, przerażonym żuczkiem, w takich ekstremalnych sytuacjach nagle wychodzi prawdziwe szydło z wora, kto ma takiego brata lub wszystko wiedzącą  siostrę, wie o czym mówię, żadne „Krety”, żadne „Sale”, żadne inne polskie produkcje z ubiegłego roku, myślę, że to „Wymyk” zostanie ze mną na dłużej, zdecydowanie na dłużej, Więckiewicz znowu wymiata, ale Muskała chłopa zdecydowanie pożera, tak jak scena  z otwartymi oczyma brata 8:15 zgon – czysta miazga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz