SPIRALA reż. Krzysztof Zanussi / 1978


jak zawsze: umoralnianie Zanussiego, jojczenie, miaułcenie, lamentowanie nad życiem i nad śmiercią, nad istnieniem  i nad odejściem z padola ziemskiego, wielki strach, przerażenie z pożegnaniem się z żywotem, do tego wsunięty Pan Bożek, Wielkie Niebiosa i religioterapia prowadzona przez pana ordynatora, wszystko wzniosłe, lekko patetyczne, że też się temu Zanussiemu nie znudziło, ma misję, musi nam widzom ukazywać prawdy jedyne, zadawać jednoznaczne pytania, pretensja i nawiedzenie wylewają się litrami z ekranu, nadęcie, pierdnięcie i bęc!,  aż chce się rzygać, co z tego, że Nowicki  w roli umierającego, wkurwiającego, drażniącego wszystko i wszystkich gościa to mistrzostwo świata i stany, które zmieniają się u niego jak w kalejdoskopie, wyglądają jak sinusoida, jak spirala - zagubienie, wewnętrzne rozbicie, bezradność, bezsilność, chamstwo, agresja, cynizm, empatia, kurewski sarkazm, choć to wszystko jest ukazane niezwykle wiarygodnie i bez nuty fałszu, ale  pana Krzysztofa  umoralnianie czy wręcz przesłanie – kazanie jak z kościelnej ambony drażni tak niemiłosiernie, że się tego na trzeźwo przyjąć nie da, Zanussi potrafi czasem zamęczyć człowieka nieźle, nie wspominając już o przynudzaniu i wałkowaniu jednego i tego samego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz