THE DOORS reż. Oliver Stone / 1991


Jim Morrison - legendarny król rocka i król kutasa, jak to miała mówić jedna z jego kochanek, Patricia Kennealy, nagrał kilka fenomenalnych kawałków i rzeczywiście potrafił swoim seksapilem doprowadzić do obłędu setki kobiet, jak szaman wprowadzał w trans całe rzesze ludzisków na koncertach, oczywista wszyscy się sprzeczają, że tak tu sportretowany Jimi nie był, że to był mądry, wrażliwy, niezwykle inteligentny facet, a przedstawiony został jedynie jako ćpun, alkoholik i szajbus, coś w tym jest, ale nie przesadzajmy, to jest film, to jest film Olivera, gościa który uwielbia ciemne, makabryczne strony życia i raczej nie interesuje go wesołe i cieplutkie ukazanie swoich bohaterów, Val Kilmer już nigdy nie był tak wiarygodny, chłop się roztył i grywa obecnie w trzecioligowych produkcjach, Meg Ryan już wtedy była irytująca i jeszcze miała wtedy usta – parapetówki, obejrzałem, ale drugi raz już chyba tego nie zrobię, lepiej posłuchać muzy, zdecydowanie lepiej posłuchać muzy..





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz