City Island to zaciszna wioska rybacka położona na małej wyspie na nowojorskim Bronxie, tam właśnie mieszka lekko pokręcona, ekscentryczna, ale bardzo sympatyczna i właściwie zwyczajna rodzinka, mężulo i tatunio to strażnik więzienny, chodzący w tajemnicy przed wszystkimi na lekcje aktorstwa, żoneczka to wyszczekana, trzymająca cały dom w ryzach pani domu, córa udaje, że studiuje, a w rzeczywistości tańczy na rurze w jednym z klubów, a cyniczny synalek obsesyjnie podgląda i w Internecie i w życiu duże „co nieco”, czyli olbrzymie, otyłe, nieprzeciętnie wypasione kobitki, nagle w ich życiu pojawia się nieślubny syn tatula, robi się więc nad wyraz wesolutko i zaczyna się jazda na maksa, fajna, rodzinna, momentami czarna komedia, opowiedziana w starym, dobrym stylu, bez pretensji, bez zacietrzewienia, istna perełka w morzu miernoty i przeciętności, jedynie się można przyczepić do naciąganego, rozczarowującego zakończenia, bo gdyby naciągnęli procę razem z jedną z puszystych oblubienic młodego synalka – taką Mamą Jamą, to wylądowałaby pewnie na Manhattanie i rozwaliła pewnie kilka drapaczy chmur, producentem filmu i gospodarzem całej familii jest Andy Garcia, facet jest rzeczywiście zabawny, daje popis niezłego czadu, a w scenie „castingowej” rozwala kamerę, dwie babki przesłuchujące go, kanapę w studiu i oczywista nas widzów, Ave Andy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz