na całe szczęście nie trzeba być ekspertem finansowym ani posiadać dyplomu z ekonomii, by wiedzieć dokładnie o czym jest ten film, to jeden z tych dni przed wielkim krachem finansowym w 2008 roku, po którym do dziś odbija się czkawką na całym świecie, jest sobie firma, oczywiście nie ma podanej żadnej nazwy, wielka i bogata, udzielająca m.in. kredytów klientom o wysokim ryzyku, oczywiście wszystko spłycam bardzo amatorsko i laicko, ale mniej więcej w ten deseń, po odkryciu całej masy nieprawidłowości i mając ogrom bezwartościowych papierów i wiedząc, że czeka ją bankructwo, ma dwa wyjścia z sytuacji: albo się poddaje i ogłasza upadłość, albo sprzedaje bezwartościowe akcje innym, nieświadomym podmiotom, pogrążając je w ogromne straty, ale za to nieźle zarabiając i trochę odkuwając się, co szefostwo wybiera? – tytuł filmu nie pozostawia oczywiście żadnej wątpliwości , bo kryzys to nie liczby, to nie komputery, to nie symulacje, za tym wszystkim stoją ludzie i chociaż nie powstał z dnia na dzień, to o wszystkim decydowali właśnie ludzie na przestrzeni wielu lat, mocne, wciągające kino, gdzie czuć zapach pieniędzy, kariery, władzy, nadużyć, gdzie mafiozi najwyższej finansjery ukazani są bardzo wiarygodnie, to postaci kryjące pod chłodna maską ogromne lęki, frustracje, zarabiając dużo, chcą zarabiać jeszcze więcej - piękna metafora w scenie ze sprzątaczką w windzie, wyciągnięci trochę z niebytu aktorzy spisali się na medal, Moore znowu hipnotyzuje jak za dawnych, dobrych lat, rozdarty wewnętrznie Spacey w tak istotnym momencie swojej kariery opłakuje śmierć … swojego psa, zresztą miałem wrażenie, że za moment zacznie wycinać istotne narządy kilku zbyt zadowolonym z siebie członkom zarządu i pisać ich krwią CHCIWOŚĆ, jak się mu to już zdarzyło w innym filmie, ale najważniejszy jest Irons – to bóg siejący wszędzie postrach wśród podwładnych, idealnie stworzony do bycia bezwzględnym szefem wielkiej korporacji i poruszający się wyłącznie helikopterem, coś niebywałego obserwować taką szychę, biznesmena, obrzydliwie bogatego, który chce tylko więcej, więcej, więcej…, nie ma tu strzelaniny, pościgów samochodowych, gołych dup i cycków, nie ma też trupów – tu Kevin troszkie mnie zawiódł J - i chociaż polski tytuł zdradza jaki wybór podejmą bohaterowie i jak się zakończy opowiadana historia, a jednak siedziałem jak zahipnotyzowany, dupa w fotel i ani rusz, po prostu mucha nie siada
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz