nareszcie bez martyrologii, bez moralnego jojczenia, bez nadęcia, bez wiecznego ględzenia, bez klęsk, ponurych min, zwyczajni, normalni faceci, żartujący, inteligentni, nie pierdzący co chwilę wzniosłymi, patriotycznymi sentencjami, główni aktorzy też nie są jeszcze oklepani, jeszcze nieopatrzeni, choć trochę grają serialowo (przynajmniej na początku), nie chodzi mi tu oczywiście o Bohosiewiczowe czy inne Fryczowe sytuacje, jedynie Piotr Głowacki w roli Sobczaka, kapitana SB dosłownie zamiata wszystkimi i wszystkim, kurwami sypie na prawo i lewo, ale przecież milicja wtedy nie przeklinała „o motyla noga”, choć momentami irytujący zdecydowanie kradnie pozostałym cały film, a film na pewno ciekawy, choć pierwsze 30-40 minut to trochę „zabarwione szczęściem wspólne miłowanie niejakiej M”, ale później się robi całkiem interesująco i cała Solidarność ukazana jest już bez zaciskania zębów, pewnie patosiarzom się nie będzie podobało to psucie naszej martyrologii, ale oczywisty podział na ubeków - kretynów, debili, a ukazanie opozycjonistów jako czcigodnych, odważnych rzeczywiście może trochę drażnić, cudnie spuentowany wątek Bosaka zwracającego się do ukochanej, będącej agentką: „i tak było miło pierdolić Ubecję” oraz napieprzanka z ZOMO na moście i w tle legendarny kawałek Perfektu „Chciałbym być sobą/bić zomo”, "sprawa jest prosta jak włos Mongoła" - żadne to arcydzieło, ale fajne, przyzwoite, kumate kino
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz