
Młodego żółtodzioba w
wywiadzie rozpracowującym szpiega gra Ryan Phillippe. Mimo trzydziestki na
karku facjatę ma nadal jak pupcia niemowlęcia i to już dyskredytuje go na
początku. Ja mam uwierzyć, że taki aniołeczek z twarzą słodkiego, miłego
chłopczyka rozgryza największego szpiega USA? Łyknąć to można by było, gdyby
nie umiejętności aktorskie, których po prostu pan Rayn nie posiada. To jest
pierwszoplanowa postać, która powinna rozsadzić ekran charyzmą i energią, a tutaj
mamy przedszkolną zabawę foremkami w piaskownicy. Gdy na ekranie pojawia się
niejednoznaczny Chris Cooper czy jak zawsze autentyczna Laura Linney zwyczajnie
koleś znika - nie ma go. Inni aktorzy swoimi osobowościami go zacierają,
wymazują z kadru i tylko dla nich warto obejrzeć trochę to przydługawe i oparte
na faktach przedstawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz