PAPIEŻ Z GREENWICH VILLAGE reż. Stuart Rosenberg / 1984

 

kumpelska produkcja o dwóch kuzynach, którzy po skoku na pieniądze pewnego gangstera, muszą się ukrywać zarówno przed mafią, jak i policją, brzmi zachęcająco, bo oczekujemy zwartej akcji i nieoczekiwanych splotów fabularnych, a jednak to bardziej obyczajówka, trochę przekombinowana, trochę przymulona, czasem niekonsekwentna, czasem zbaczająca akcją na zupełnie inne tory jakby bez wyobraźni i dynamiki, ratują ją Mickey Rourke i Eric Roberts, ten drugi naspidowany, nakręcony, istny żywioł nie do opanowania, no irytujący wariot nad wariatami, pilnuje go i tonuje Rourke, starszy, opanowany, niby stateczny, który sam nie potrafi dojść do ładu i składu ze swoją dziewczyną Daryl Hannah, panowie grający jetaliańców w kraju wolności i hamburgerów hipnotyzują i jakoś nadrabiają niedopracowany scenariusz, obydwaj wybitni, byli wtedy u szczytu swoich możliwości, szkoda, że popłynęli mocno w alko i narko i tak naprawdę zmarnowali swoje kariery, film właściwie broni się jedynie aktorami i można określić go aktorskim, bo wybuchowo zabawni Rurka i Eric partnerują uroczej Daryl, a nad nimi wszystkimi góruje nieprześcigniona w roli matki skorumpowanego policjanta Geraldine Page, to była jej wtedy siódma nominacja do Oscara, którego zdobyła rok później za „Podróż do Bountiful” 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz