WARIAT NA WOLNOŚCI reż. Tim Allen / 2010

Tim Allen za kamerą i przed kamerą, choć to częsty przypadek, że aktor bierze w łapy reżyserskie lejce, to czasem niech lepiej niektórzy aktorzy zostaną tylko po tej stronie kamery, gdzie są widoczni na ekranie, historia o gostku, który po wyjściu z więzienia próbuje ułożyć sobie życie na nowo, może i miała potencjał, ale jego twórca nie wiedział w którą stronę podążyć, komedia kryminalna, a może dziwna obyczajówka, jakiś infantylny romans albo rodzinny dramat, wszystko i nic, Allen widać chciał się wykazać i pokazać na co go stać, jednak ta przedziwna hybryda okazała się rozmyta, nijaka, kompletnie nieśmieszna, ciepłe kluchy w stylu lajtowej familiady do oglądnięcia na ciężkim kacu, dziwić może obsada, bo to nazwiska niezgorsze, ale tu czuć na kilometry dwa, że to bardziej pomoc koleżeńska i aktorskie wsparcie, Sigourney Weaver powinna raczej rozgniatać czaszki obcych, J.K. Simmons morderczo trenować jakiegoś uczniaka, choć kompletnie z innej bajki to oni byli najbardziej komiczni jako lekko zwyrolska parka, sam Allen jako lowelas po przejściach średnio się komponował, jedynie gangsterska facjata Raya Liotty w roli bandziora okazała się idealna, może ten „Wariat” jest lekki i nieszkodliwy, ale lepiej się z nim czy w nim nie babrać 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz