nowa wersja, nowa Carrie, czyli ulepszanie rzeczy
doskonałych, rzeczy które się sprawdziły, które zaliczamy do klasyki, zmodernizowany
horror o psychopatycznej nastolatce, którą emocjonalnie tyrała fanatycznie
religijna matka, ale po co poprawiać, modyfikować coś idealnego?, po co
aktualizować ponadczasową historię?, po co kręcić remake, jeśli nie ma się
żadnego nowego pomysłu na film, na inne opowiedzenie historii?, ileż trzeba mieć
tupetu, by nakręcić właściwie to samo, a nowa wersja to szarża, to trochę
kpina, to film, który nie dotrzymuje kroku poprzednikowi, tamten miał klimat,
miał treść, a remake to naszpikowana efektami specjalnymi, progresywna, efekciarska
i pozbawiona ciśnienia historia wyłącznie dla nastolatek, niefortunnie
obsadzona dobra przecież Chloe Grace Moretz, zupełnie się w tytułowej roli nie
sprawdza, nie pasuje, a to ona powinna przede wszystkim budować napięcie i ciągnąc
cały film, jest za ładna, a przez to za zwyczajna, nijaka i niestety pozbawiona
tajemnicy, Sissy Spacek z ogromnymi oczyskami, piegowata, blada jak śmierć jako tamta 'oryginalna' "Carrie" paraliżowała, była jak postać z innego świata, ogólnie niepotrzebne, zbyteczne
kino, które nie wytrzymuje porównania z dziełem De Palmy, tamten film może nie był
arcydziełem, ale ta propozycja zmierza w stronę komedii, parodii i płyciutkiego
filmiku dla młodzieży, zwyczajne i bezpłciowe odtwórstwo bez nastroju a to już
śmierdzi zwyczajnie profanacją
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz