SYLVIA reż. Christine Jeffs / 2003


Sylvia Plath zdecydowanie zasługuje na coś lepszego niż ta nudna, płaska laurka niby na jej cześć, to opowiadanie ciekawej historii  o bardzo ciekawej, magicznej dziewczynie w sposób doszczętnie nieciekawy i zupełnie pozbawiony tzw. filmowej magii, Sylvia przedstawiona jest przede wszystkim jako ogarnięta obsesyjną zazdrością kura domowa z literackimi aspiracjami, jej dramat jako niespełnionej, niedocenionej pisarki został umniejszony na rzecz jej dramatu jako zdradzanej żony, ot taka marna pisarka i zaborcza histeryczka, to raczej chyba nie tak było, bardzo spłycono jej postać, mocno wypaczono, nawet Paltrow widać, że stara się, że  próbuje wlać trochę ognia w swoją Sylvię, ale z Gwyneth jest zawsze coś nie tak, niby jest dobra, niby nas przekonuje, ale też jest często taka rozlazła, manieryczna i prawie zawsze taka sama, bezbarwna biografia będąca bardziej melodramatem z bezbarwną Gwyneth grającą zupełnie jak statystka, ogólnie nic się nie dzieje, a historia irytująco lezie w siną dal i opowiada o niczym,  nuda, irytacja i trochę wszechogarniający, dołujący smutek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz