‘Bestia najgorsza zna nieco litości, lecz ja jej nie znam,
więc nie jestem bestią’ Wiliam Szekspir ‘Ryszard III’, tym cytatem kończy się
film o mordercy chyba bardziej ludzkim od swego strażnika, niesamowici Jon
Voight i Eric Roberts (obaj nominowani do Oscara) uciekają rozgrzaną lokomotywą
do wolności, rozpędzają ekran i pędzą poruszając kadry jak w rakietowym
kalejdoskopie, truizm, że esencją kina jest ruch tu wybrzmiewa perfekcyjnie, na
podstawie scenariusza Akiro Kurosawy Konczałowski pulsującą poetyką maluje
arktyczny mróz, w którym gubią się uciekinierzy, by odnaleźć w pędzącej
lokomotywie – swoistym potworze ze stali, którego zwykli śmiertelnicy nie
potrafią zatrzymać, wyrusza więc za nimi sadystyczny szef więzienia, który
poniesie klęskę, bo gubi go szaleńcza nienawiść, bez happy endu, za to z gromem
radości i smutku nastąpi wyzwolenie z obsesji wolności, wyzwolenie z własnego
mentalnego więzienia, piękna katastrofa kupy żelastwa pędzącej po bezdrożach
arktycznej, białej, intensywnej pustki, jak w greckiej tragedii fatum pojawić
się musi, a pęd ku wolności przez lodową pustynię lokomotywowym składem jest
przesądzony, mistyczne, egzystencjalne, niezapomniane rozpędzenie, jak to
wciąga, jak to się ogląda…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz