Zosia-Samosia w osobie Dany’ego Boona zrobiła wszystko sama:
wyprodukowała, wyreżyserowała, napisała scenariusz, zagrała główną rolę, bo
jest zajebista, bo popisówa ją kręci, bo talent ma wielki i musi pokazać światu jak się kręci francuską
komedyjkę, wyszło przekombinowane i ciężkostrawne antyciacho francuskie,
niejadalne, niestrawne, wymiotne pomieszanie komedii kumpelskiej z romantyczną,
a także połączonej z niby śmieszną akcją, ciężkie żarty najczęściej oparte na
stereotypach, oczywistych sytuacjach, śmiech to zdrowie, ale nic na siłę, najgorsze
jest aktorstwo, aktorzy nie mając sensownego reżysera zwyczajnie nie grają, ale
się wygłupiają, nadekspresyjny, przesadzony, carreyowy styl, widać, że
inspiracją czy bardziej zrzynką był pewnie Louis de Funes albo Bourvil…,
niestety Boon mając bardzo ograniczone możliwości aktorskie i to widać,
przodował w tej nadmimice, nadekspresji i hiperaktywności, co za dużo to i świnie
nie chcą, a nadgorliwość zawsze gorsza od faszyzmu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz